Zawsze, gdy jedziemy do teściów, oprócz mocniejszej wędki w bagażniku, mam też swój ultra light okoniowy. Wędka delikatna, więc zawsze jest panika. Zestresowany jest nawet pies, bo stary krzyczy co chwilę – uwaga na wędkę, jak ta mantra, uwaga na wędkę…
Gdy tylko przywitam się z teściami i szwagrem, szukam sposobu, by się wyrwać na starą żwirownię. Żwirownia, na pograniczu województwa dolnośląskiego i wielkopolskiego, posiada wielki potencjał wędkarski. Miałem tam już na kiju dwa duże szczupaki, lina. Widziałem dzikiego karpia oraz zaobserwowałem, jak okoliczni mieszkańcy łowili piękne okonie na żywca starą radziecką wędką.
Próbowałem wiele razy dorwać się do tych dużych okoni. W ruch szły blaszki, obrotówki, woblery, gumy duże i małe. Wszystko na nic…
Głęboka żwirownia z bardzo czystą wodą, urozmaiconym dnem, bujną roślinnością często wygrywała ze mną. Te wszystkie okonie do 20 cm i szczupaczki zaczęły mnie denerwować.
Słuchając rad Jacka Stępnia, postanowiłem łowić małą przynętą, prowadząc ją w ślizgu.
Wybrałem odpowiednie miejsce, sprawdziłem mniej więcej głębokość i próbowałem. Sprawdzałem każdą partię wody, aż nagle poczułem delikatne pstryknięcie. Szybkie zacięcie i czuje na kiju rybę. Myślę sobie – walczy jak mały szczupak. Delikatny hol, bo przecież nie mam stalki, pozwoli mi chociaż zobaczyć, co to za ryba. Jest! Około 5 metrów od brzegu zobaczyłem pięknego garbusa! Szczęka mi opadła, a serce zaczęło szybciej bić. Tylko spokojnie Janek! Nie nerwowo, bo stracisz rybę. Pewne podebranie i po chwili miarka pokazała 38cm grubego garba. Szybka fota i do wody. Pięknie ubarwiony pasiak dostarczył mi wielu emocji.
Tego dnia oddałem jeszcze kilka rzutów i musiałem kończyć łowienie. Siedząc z rodziną byłem dalej myślami nad wodą. Analizowałem swoje rzuty, prowadzenie przynęty i miejsce w którym wziął okoń. Wszystko się zgadzało. Od razu wiedziałem, gdzie będę rano. Następnego dnia, gdy wszyscy jeszcze spali, pojechałem nad wodę. Lekko się zmartwiłem, bo zmieniła się pogoda. Robiło się pochmurnie, a na szybie samochodu zauważyłem małe krople deszczu. Nie zniechęciło mnie to. Zacząłem łowić ciężko i już w pierwszym rzucie złowiłem okonia około 20cm. Pomyślałem sobie: o nie! pech pierwszego rzutu! W pierwszym rzucie ryba i później będzie cisza. W drugim rzucie kolejny okoń, tym razem mniejszy. Obławiając kolejne partie wody, byłem bez brania. Doszedłem w końcu do miejsca, gdzie wczoraj skończyłem łowić i zacząłem obławiać wodę. Widziałem, jak malutkie okonie odprowadzały przynętę, ale nadal nie miałem żadnego brania. Patrząc, jak pracuje przynęta, stwierdziłem, że jest zbyt agresywna i zmieniłem główkę na dużo lżejszą, tak by guma przesuwała się finezyjnie w wodzie. Po kilku rzutach poczułem agresywne uderzenie. Zacięcie i zaczął się hol! Ryba walczyła agresywnie, a miodem dla moich uszu był dźwięk pracującego hamulca walki. Pomyślałem, że mam sporego szczupaka i – choć nie mam stalki – może się uda. Na kiju poczułem kilka „kopnięć” i byłem pewny, że to mały sumek. Po chwili moje wątpliwości zostały rozwiane. Piękny, gruby, nastroszony okoń! JEST 40! Delikatnie położyłem garbusa na trawie, wyciągnąłem miarę, bardzo dokładnie przykładając – 43cm!!! Szybkie zdjęcie i wypuszczenie okonia, który odpłynął pod skarpę.
Zanim oddałem kolejne rzuty, usiadłem sobie na kamieniu i śmiejąc się do siebie powiedziałem: a już chciałeś odpuścić tę wodę, a tu takie dwie piękne niespodzianki.
Drogi czytelniku, pamiętaj póki przynęta w wodzie – nadal masz szansę. Nigdy nie przestawaj wierzyć, zawsze kombinuj, bo wędkarstwo to wieczne analizowanie i zmienianie taktyki.
Poniżej dwie fotki i filmik z wypuszczania. Chętnie przeczytam Twój komentarz do tego oraz zapraszam Cię do zerknięcia na moje profile społecznościowe.
Połamania i do zobaczenia nad wodą 🙂

