Koniec roku i początek kolejnego, to też koniec starego sezonu wędkarskiego i początek nowego.
Większość wędkarzy żyje pstrągami, a koledzy ze Szczecina – sandaczami. Ja natomiast chciałbym podsumować w tym tekście kilka najbardziej wkurzających mnie wędkarskich spraw.
Nowe stawki za kartę wędkarską. Dlaczego tak drogo?
Nowy rok, nowe walne zebrania, nowe zasady i nowe opłaty. I oczywiście na tapecie najbardziej interesujący wszystkich wędkarzy temat – ile zapłacimy w 2023 za kartę wędkarską.
Inflacja inflacją, wiadomo, że wszystko drożeje, ale cena jaką ustalił PZW, to jest skandal! Rozbój w biały dzień. 390 zł w okręgu wrocławskim za możliwość łowienia, w tym z łódki, na naszych wodach, to jest po prostu totalne przegięcie. Absurdalność tak wysokiej opłaty podbija jeszcze to, co stało się z Odrą w ubiegłych miesiącach. Mówiąc wprost – rzeka umarła.
Winnych zatrucia Odry oczywiście nie znaleziono.
Zatrucie Odry, czyli sprawa zamieciona pod dywan.
Szczerze? Nie spodziewałem się innego biegu wydarzeń, jak to, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, a „szanowny” PZW nie zrobi kompletnie nic, by ustalić winnych i zminimalizować skutki zatrucia rzeki.
No ale czego się spodziewać od kliki przyssanych od lat do koryta ludzi, którzy na uwadze mają jedynie swoje interesy i dobro swojego portfela. I zezwalają na, jak to trafnie ujął Maciej Maleńczuk, wpuszczanie ścieków do rzek, na zasadzie – nasikam Ci do herbaty, ale nie za dużo. Na tyle, żebyś za bardzo nie poczuł.
Taka jest właśnie „polityka” PZW – nasikajmy sobie do herbaty, bo możemy! Jak nasikamy mało, nic się nie stanie. No nie wiem, ja nie ruszyłbym herbaty nawet z jedną kroplą moczu.
Tak jak wspomniałem, PZW, czyli władza, która reprezentują nas, wędkarzy, nie zrobiła absolutnie nic z zatruciem Odry. No poza jednym – wprowadzili zakaz wędkowania. Po co? Rzekomo po to, by nie zabierać ryb. Wątpię, by ktoś z nas skusił się na świeżą rybkę z zatrutej Odry, a poza tym –
90 % wędkujących już dawno ryb nie zabiera, bo wędkowanie traktuje jak sport, pasję, której się nie zabija! A nawet jak któryś z siedzących na brzegu „leśnych dziadków” weźmie regulaminowo 1-2 ryby, dramatu też nie ma!
I tak oto PZW zrobił zakaz wędkowania, który po dużym niezadowoleniu zniósł, tyle, że też po cichu. Tylko ten, kto się żywo interesował tematem, był w stanie dotrzeć do informacji, że wolno już łowić. Oto przejrzysta i skuteczna polityka informacyjna Związku!
Odra czysta, sprawcy ukarani, PZW może sklecać kolejne debilne zakazy.
Odra już podobno czysta, sprawa zamieciona pod dywan, można wrócić do normalnego trybu, do zebrań, kolejnych zakazów i ograniczeń. I na przykład wprowadzić w okręgu wrocławskim zakaz
stosowania w okresie od stycznia do maja przynęt powyżej 5 cm. No okej, tylko teraz pierwsze z brzegu pytanie i wątpliwość. Jak traktować wymiar libry, przynęty, która jest robakiem, skoro przepis nie określił, czy wymiar woblera liczy się od kotwiczki do steru? Kotwiczka plus ster to już jest 5 cm. Mało tego, przepis nie określił, czy to razem z główką i hakiem?
Kolejny bzdurny przepis, który i mnie dotyczy, czyli zakaz łowienia w pionie, w dryfie. Gdyby któryś z inteligentnych inaczej autorów tych pisanych na kolanie bredni, usiadł i na spokojnie pomyślał, co to za metoda, czemu tak się łowi, co to znaczy łowienie aktywne i że nikt nie podszarpuje ryb, nikt nie rusza bezsensownie przynętą góra dół, jak jakiś kretyn, to by dostrzegł absurd tego przepisu.
PZW wprowadza co rusz kolejne idiotyczne zakazy, nakazy, kary, mandaty, ale już nie informuje o tym straży wędkarskiej. Jak organ ścigający ma egzekwować przestrzeganie przepisów, jak nie zna wytycznych? No, chyba, że wygodniej jest udawać, że się o niczym nie wie, ale ja skłonny jestem uwierzyć, że się jednak po prostu nie ma wiedzy w temacie.
Kolejny wkurzający temat, to limity. Jakoś nie obowiązują one obcokrajowców, szczególnie tych z kraju na literę u, którzy robią nad wodą, co chcą i nikt nie egzekwuje wobec nich prawa. Limit dla takiego wędkarza zza wschodniej granicy oznacza tyle, ile zdoła udźwignąć. Nieważne, że ryb w wodzie już praktycznie nie ma. Trzeba zabrać do ostatniej sztuki.
Po tych wszystkich bzdurnych działaniach PZW i braku stanowczego działania podczas kryzysu ekologicznego na Odrze, mam taką smutną refleksję, że Pani prezes PZW jest jednak specjalistką. Specjalistką w mąceniu wody. Na pewno z uwagi na tak wysoką kompetencję
podwyższyła sobie wypłatę do 10 tyś zł miesięcznie plus pewno delegacje, premie, a swojemu zastępcy do 5 tyś! Fajnie, tylko że przypominam, że PZW jest organizacją społeczną i pobieranie wynagrodzeń na poziomie dyrektora firmy komercyjnej jest po prostu – mówiąc delikatnie – nieetyczne.
Chrapka Wód Polskich na PZW.
Kolejna sprawa. Szeroko powtarzana w środowisku wędkarskim plotka głosiła, że Wody Polskie chcą przejąć wody od PZW. Czy tak będzie, czy nie – jak zawsze chodzi o pieniądze.
PZW jest największą organizacją pozarządową w Polsce. Można więc szybko i prosto policzyć, jakie są dochody z kart, jakiego rzędu to jest pieniądz.
PZW twierdzi, że kasę przeznacza na operaty, zarybienia. Muszę wierzyć na słowo, bo ja skutecznych zarybień w wykonaniu Związku nie widziałem. Bo według mnie zarybienie 5 mm narybkiem, to żadne zarybienie, to po prostu karmienie drapieżnika albo inaczej – zrzucanie dzieci z przepaści. Coś tam przeżyje, coś tam się uchowa – skuteczność zerowa, czysty populizm, a raczej debilizm.
Wody Polskie planują zrobić jedną składkę wędkarską na cały kraj. Większości wędkarzy się to podoba, bo jedziesz na wakacje i nie musisz kupować specjalnego zezwolenia, tylko łowisz. Z jednej strony też myślałam, że to jeden z niegłupich pomysłów, ale z drugiej strony przyszła mi do głowy myśl, kto to będzie kontrolował? Skoro Wody Polskie nie ogarnęły, a wręcz pozwoliły na zatrucie Odry, co więcej – nie ogarniają nawet tak przyziemnej sprawy, jak zarybianie, to jak dadzą radę z egzekwowaniem przepisów?
PZW na księżyc!
Wracając do tematu PZW, moje podsumowanie jest takie, żeby – patrząc na to to, coś się dzieje w tej organizacji, wysłać ten moloch w kosmos, raz na zawsze rozwiązać ten patologiczny, komunistyczny twór razem z jego „zasłużonymi członkami.” Bo zasłużony to może być żołnierz na polu walki, a nie leśny dziadek, który przez 20-25 lat spotyka się co czwartek w kole na wspólnej popijawie za społeczne pieniądze i przybija stempelki. I oni są zasłużeni? W czym? Jakie są ich zasługi?
Boli mnie, bo wielu wędkarzy naprawdę się stara, wydaje prywatną kasę, robi krześliska, dba o ryby, pielęgnuje pasję, a PZW nastawione jest tylko na kasę i fabrykowanie durnych przepisów. I na utrudnianie życia wędkarzom. A przy okazji rozpowszechnia wyssane z palca teorie, że ryb w polskich rzekach jest tyle, że niemal same pchają się na wędki, zwłaszcza w martwej Odrze. To cała rola szumnego PZW.
Może trzeba pójść za przykładem karpiarzy, którzy mają wywalone na PZW, bo jeżdżą na łowiska prywatne, płacą kasę porównywalną do składki PZW, siedzą tygodniami na łowiskach i mają realną szansę na złowienie ryby życia. Bez użerania się z PZW i ich durną polityką. Tego sobie i Wam w nowym roku życzę.